Historia

Łódzka pielgrzymka ma swoją długoletnią historię.

Prawdopodobnie już w XIX w. łodzianie podjęli pielgrzymi trud. Najstarsze, niestety nigdzie w dokumentach nie potwierdzone, pielgrzymki wyruszały z kościoła Wniebowzięcia NMP.

Pierwsza zorganizowana pielgrzymka odbyła się w sierpniu 1926 r., w sześć lat po erygowaniu diecezji łódzkiej. Niewielkiej grupie wiernych przewodniczył proboszcz parafii Matki Boskiej Zwycięskiej, ks. prałat Dominik Kaczyński, który mimo prowadzenia prac przy budowie kościoła, do 1939 r. pozostał głównym organizatorem pielgrzymek. Intencją łodzian, zmierzających w 1926 r. do Częstochowy było dziękczynienie Bogu za odzyskanie niepodległości, zwycięstwo w wojnie 1920 r. oraz powstanie diecezji.
Wydarzenie to stało się początkiem wieloletniej tradycji. Odtąd co roku pod koniec sierpnia łodzianie wyruszają pielgrzymim szlakiem do Częstochowy. W ciągu 75 lat praktyka ta na stałe weszła do życia religijnego miasta. Od początku mieszkańcy Łodzi wędrują do Jasnogórskiego Sanktuarium z okazji święta Matki Boskiej Częstochowskiej, które w 1906 r. papież, św. Pius X, ustanowił na dzień 26 sierpnia.

Niestety o przedwojennych łódzkich peregrynacjach nie wiadomo zbyt wiele. Nie zachowały się żadne dokumenty, a upływający czas zatarł w pamięci pielgrzymów szczegóły dotyczące ówczesnego wędrowania. Wiemy jedynie, że już w okresie międzywojennym PPŁ zaczęła nabierać charakteru ogólnołódzkiego. Dyrektorem był ksiądz proboszcz parafii Matki Boskiej Zwycięskiej, ale uczestnicy nie pochodzili jedynie z tej wspólnoty. Dzięki temu już wtedy liczba pątników z Łodzi przewyższała liczbę uczestników starszych pielgrzymek z Tomaszowa, Pabianic, Bełchatowa, Aleksandrowa i Piotrkowa. Trzeba zaznaczyć, że z dzisiejszego terenu archidiecezji łódzkiej wyruszały i wyruszają pielgrzymki z wielu miejscowości. Do najstarszych należy pięć wymienionych.

Po II wojnie światowej zorganizowano kolejne z Sulejowa, Buczka, Milejowa, Kaszewic, Zgierza, Widawy, Grocholic, Łasku, Dobronia, Koluszek, Zelowa. W okresie okupacji ruch pielgrzymkowy na Jasną Górę nie zamarł. Kontynuowano m.in. Pieszą Pielgrzymkę Warszawską, a także pielgrzymki akademickie z Krakowa, Lublina, Lwowa (w jednej z nich uczestniczył student Uniwersytetu Jagiellońskiego Karol Wojtyła). Na terenie Generalnego Gubernatorstwa legalnie nie były organizowane piesze pielgrzymki. Niektórzy jednak, mimo groźby więzienia czy obozu, indywidualnie przekraczali granicę i wędrowali na Jasną Górę. Dzięki nim pielgrzymowanie nie ustało. Tym, którzy przeżyli czas wojny, wydawało się, że nie mogą nastać czasy trudniejsze dla pielgrzymki. Jednak okres powojenny nie przyniósł wielkiej poprawy.

W latach pięćdziesiątych piesze pielgrzymki przeżywały wyraźny regres. W zasadzie do lat siedemdziesiątych organizowano ich niewiele w Polsce (m.in. z Warszawy i z Łodzi). Władze komunistyczne starały się przez wiele lat wyeliminować pielgrzymkę z życia społecznego. Rządzący mnożyli trudności. Nie zgadzano się przez długi czas na wymarsz pątników z kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej, z uwagi (oczywiście!) na dobro uczestników. Przez nieżyczliwość władz, pielgrzymka, która wrosła już w tradycję parafii przy ul. Łąkowej, w latach 1970-1989 nie rozpoczynała się w tym kościele. Co roku kapłani odpowiedzialni za pielgrzymkę starali się uzyskać zgodę na wymarsz z parafii Matki Boskiej Zwycięskiej. Za każdym razem otrzymywali jednak odmowną odpowiedź. Choć pielgrzymka przez 20 lat nie wychodziła z kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej, to właśnie w tej świątyni pątnicy gromadzili się 21 sierpnia o świcie, a następnie szli chodnikami do kościoła św. Józefa w Rudzie Pabianickiej na wspólną Eucharystię, by stamtąd dopiero wyruszyć legalnie na Jasną Górę. Były to czasy szczególnie trudne dla pątników. Za udział w pielgrzymce można było stracić pracę, możliwość studiowania, wyjazdu za granicę. Niektórzy, chcąc uniknąć szykan ze strony przełożonych, nie zapisywali się oficjalnie, lecz szli incognito. Byli tacy, którzy unikali fotografowania, zdjęcie stanowiło bowiem „dowód rzeczowy” uczestnictwa w zakazanym marszu. Wśród idących zdarzali się służbowo funkcjonariusze ówczesnych władz. Stwarzało to niestety atmosferę podejrzliwości i lęku, nie służyło zacieśnianiu więzów wspólnoty, otwartości i przyjaźni. W 1963 r. władze wydały zakaz organizowania wszelkich pielgrzymek z uwagi na epidemię ospy we Włocławku. Pielgrzymi łódzcy mimo braku zezwolenia poszli do Częstochowy. Do jasnogórskiego sanktuarium dotarło szczęśliwie około 150 osób. Była to wyjątkowa ze względu na okoliczności pielgrzymka w jedną stronę. Do Łodzi pątnicy wrócili pociągami. Do lat osiemdziesiątych na pielgrzymce prawie w ogóle nie poruszano tematów politycznych. Uczestnicy ofiarowywali swój trud we własnych, osobistych intencjach.

Dopiero w okresie stanu wojennego pojawiły się wątki patriotyczno-narodowe. Pielgrzymka była jednym z niewielu miejsc, gdzie mówiono prawdę. Przez to sprawy religijne i narodowe zaczęły się ze sobą przeplatać. Jasna Góra stała się symbolem wolności, a z ust pątników nie schodziły słowa pieśni:

…Ojczyzno ma
Tyle razy we krwi skąpana
Ach, jak wielka dziś twoja rana
Jakże długo cierpienie twe trwa…

Mimo tych patriotycznych manifestacji ówczesne władze nie odważyły się zakazać organizowania pielgrzymki. Starano się natomiast różnymi sposobami utrudnić religijne wędrowanie, m.in. zamknięto dopływ wody na trasie przemarszu PPŁ w okolicach Bełchatowa. Narodowo-patriotyczne treści zaczęły schodzić na dalszy plan pod koniec lat osiemdziesiątych. Dziś pielgrzymka ma wyraźnie charakter duszpastersko-religijny, a jej uczestnicy, zwłaszcza młodzi, nie podejmują tematów politycznych.

Śledząc historię łódzkich peregrynacji, widać, że nie tylko charakter, ale i organizacja pierwszych pielgrzymek odbiegała znacznie od dzisiejszego stanu. W czasie II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Dachau zginął ks. prałat Dominik Kaczyński, inicjator łódzkiej pielgrzymki. Po 1945 r. obowiązki organizatora przejęli kolejno księża: + Stanisław Nowicki, + Wacław Popławski, + Tadeusz Graliński, + Henryk Fiutkowski, Józef Ambrozi, + Henryk Gruchała, + Wincenty Sadowski, + Tadeusz Bator, Edmund Suchorski, Bogdan Nowacki, Władysław Pryca, Henryk Góra, + Adam Rasowski, + Stanisław Bartocha, Bogdan Dziwosz, Stanisław Łągwa, Stanisław Kaniewski, Jarosław Kaliński, a ostatnio Paweł Pęczek. Przez pierwsze lata po wojnie pielgrzymka była kontynuacją postanowień z 1926 r. Trzon pielgrzymki stanowili wierni z parafii Matki Boskiej Zwycięskiej. Także kapłani pochodzili z tej parafii. Początkowo liczba pątników nie przekraczała tysiąca.

W latach sześćdziesiątych podzielono pielgrzymkę na grupy, w ostatniej – III – wędrowała głównie młodzież, w I i II – ludzie dorośli i starsi, którzy stanowili zdecydowaną większość. Podział na grupy stał się koniecznością ze względu na bezpieczeństwo. Kiedy wzmógł się ruch samochodowy, pielgrzymka nie mogła iść jako całość, tym bardziej że często zajmowała większą część drogi. Długi czas nie istniały (nie było takiej potrzeby) zorganizowane służby pomocnicze. Opieką nad słabszymi zajmowali się z reguły harcerze bądź siostry zakonne. Niezbędni byli zawsze ci, którzy zajmują się bagażami. Przez wiele lat pielgrzymce towarzyszyły wozy konne przybrane kwiatami. Przewożono na nich bagaże. Samochody ciężarowe pojawiły się dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych. Ówczesne pielgrzymki nie dysponowały nagłośnieniem, nie wykorzystywano także żadnych instrumentów muzycznych. W czasie marszu nie były głoszone konferencje. Codziennie natomiast odmawiano różaniec. Mężczyźni, idący wzdłuż szeregu, na znak podnoszonej przez kapłana laski, skandowali Pozdrowienie Anielskie, reszta odmawiała modlitwę Kościoła. Każdego dnia wczesnym rankiem pątnicy śpiewali Godzinki, o godzinie 16.00 – nieszpory. Resztę czasu wypełniały pątnikom rozmowy i śpiew. Oprócz pieśni kościelnych takich jak Kiedy ranne wstają zorze, Już od rana rozśpiewana, Gwiazdo śliczna do ulubionych należały kilkudziesięciozwrotkowe utwory z łatwym do zapamiętania refrenem. Pieśni te proste melodyjnie zawierały w sobie streszczenie historii biblijnych:

…Do Hebronu w góry podróż odbyłaś
i krewnej Elżbiecie świętej służyłaś…

a także opisywały momenty z historii Polski:

…Chociaż potop szwedzki szumiał gniewem dział
Bóg polskiej gromadce swe zwycięstwo dał…

Pielgrzymka, zwłaszcza w najtrudniejszym okresie, wzbudzała żywe zainteresowanie, była wielkim wydarzeniem dla mieszkańców Łodzi. Niektórzy niemal za punkt honoru uznawali odprowadzenie pątników. Ulice, którymi przechodzili pielgrzymi, były uroczyście udekorowane, a chodniki nie mogły pomieścić żegnających. Z wielką życzliwością i sympatią patrzono na tych, którzy zdecydowali się wkroczyć na pątniczy szlak. Rangę pielgrzymki podniósł biskup Józef Rozwadowski. Od początku swej biskupiej posługi 21 sierpnia żegnał i uroczyście błogosławił pielgrzymów, w czasie drogi odwiedzał wędrujących, a 24 sierpnia dołączał w Kiedrzyniu do swoich diecezjan, by na ich czele wkroczyć na Jasną Górę. Pątników odprowadzały także liczne asysty parafialne z chorągwiami. Nadawało to szczególnie odświętny charakter pielgrzymce. W kościele św. Józefa w czasach największego kryzysu dbano nie tylko o ducha, ale i o pątnicze ciało. Parafianie, wykorzystując produkty przysyłane z zagranicy, piekli chleb i ciasto, siostry bernardynki gotowały zupę i herbatę. Dzięki temu jeszcze przed wymarszem pielgrzymi mogli zjeść pożywne śniadanie, a w czasie marszu korzystać z dobrodziejstw wspólnego stołu. Także w drodze, mimo że nie były to czasy dobrobytu, pątnicy spotykali się z niezwykłą gościnnością. W miejscach postojów i noclegów czekała na utrudzonych wędrowców nie tylko herbata, ale często również i gorąca strawa. Wielu uczestników PPŁ do dziś podtrzymuje znajomości zawarte w czasie pielgrzymki.

Starsi pątnicy podkreślają niezwykłą serdeczność panującą także wśród samych pielgrzymów. W przeszłości maszerujący musieli zaopatrywać się rano w miejscu noclegowym w prowiant na cały dzień. Nie było bowiem możliwości zrobienia zakupów na postojach w ciągu dnia. Podręczny bagaż ważył czasem kilka kilogramów. Nie zawsze zakupiono wystarczającą ilość jedzenia. Nikt jednak nie szedł głodny. Wszyscy troszczyli się o siebie wzajemnie. Wspólna droga i trudy rodziły poczucie solidarności i uczyły wyrzeczenia. Pielgrzymi dbali nie tylko o siebie, czuli się także odpowiedzialni za pielgrzymkę. Często była to troska o drobiazgi. Kiedy nie można było nigdzie kupić mięty, pątnicy postanowili pomóc organizatorom. Na kilka tygodni przed rozpoczęciem pielgrzymki odwiedzali wszystkie apteki i sklepy zielarskie. Dzięki temu nigdy nie zabrakło tradycyjnego pielgrzymkowego napoju – mięty. Świeccy zajęli się także zorganizowaniem sprzętu nagłaśniającego i utworzeniem stałej służby bagażowej.

Dawne pielgrzymki, co mocno podkreślają starsi, były wyciszone, zdyscyplinowane i pobożne. Panowała atmosfera większego niż dziś skupienia. W jakiejś mierze sprzyjał temu krajobraz, który różnił się bardzo od współczesnego. Z czasem przybyło asfaltowych dróg, zwiększył się ruch samochodowy. Dziś w kurzu, spalinach i hałasie o wiele trudniej o skupienie. Podjęcie pątniczego trudu często było równoznaczne z podjęciem pokuty. Zdarzali się uczestnicy poszczący w ciągu całej pielgrzymki. Nikt nie objadał się lodami czy słodyczami. Nikomu nie trzeba było przypominać o odpowiednim stroju, prosić o właściwe zachowanie. Bez napominania z chlubą noszono znaczek i chustę – pielgrzymkowe emblematy. Wielu pątników pamięta bardzo ważną osobę na pielgrzymce – dzwonnika, który dbał, by nikt nie zaspał na poranną Eucharystię. Nadawał on pewien rytm życia na szlaku. Wczesnym rankiem przechodził przez miejscowość noclegową i dzwonieniem budził pielgrzymów. Także w ciągu dnia do uszu wędrujących dobiegał znajomy dźwięk, zwiastujący początek i koniec postoju. Szczególnie ciekawym czasem w dziejach łódzkiej pielgrzymki był okres Soboru Watykańskiego II (lata sześćdziesiąte). Bez przesady można powiedzieć, że piesze wędrowanie stało się miejscem wcielania w życie soborowych ustaleń. Dzięki głośnikom, które w tym czasie pojawiły się na pielgrzymce, kapłani mogli przekazywać wiernym ustalenia Soboru, m.in. dotyczące liturgii. Oprócz Soboru Watykańskiego II ważny wpływ na przeobrażenia PPŁ wywarł Ruch Światło – Życie. Często wiernie przenoszono niektóre punkty programu rekolekcji oazowych na pielgrzymkę. Z chęcią i z zaangażowaniem, w grupie prowadzonej przez ks. Bogdana Nowackiego, wykorzystywano część dłuższych postojów na paraliturgiczne celebracje, do dziś obecne na oazach. Organizowano m.in. nabożeństwo światła i wody oraz nabożeństwo słowa. Warto wspomnieć o celebracji chleba, którą sprawowano zazwyczaj w drodze powrotnej. Grupa siadała w kręgu na leśnej polanie. Na początku kapłan mówił o znaczeniu chleba, ktoś z uczestników ukazywał problem głodu na świecie. Później pątnicy dzielili się świeżo upieczonym chlebem. Rodziło to szacunek dla każdej jego kromki, starano się, by nawet okruszki wielkiego bochna nie zostawały na ziemi. Wielu ludzi z szacunkiem, a nawet ze czcią, dzięki tym celebracjom, zaczęło patrzeć na chleb. Niezwykłym przeżyciem była także tzw. godzina świadectwa. Odbywała się ona pod koniec pielgrzymki. W lesie za Dłutowem pątnicy siadali w kręgu, pośrodku rozkładano na plecakach biały obrus, na którym kładziono Biblię. Po krótkim wprowadzeniu kapłana, każdy kto chciał, mógł podzielić się doznanymi w czasie pielgrzymki łaskami. W skupieniu, często drżącym głosem pątnicy opowiadali o nawróceniu, o zerwaniu z nałogiem, o przeżyciach jeszcze z okresu wojny. Godzina świadectwa kończyła się krótką modlitwą dziękczynną i błogosławieństwem kapłana.

Na pielgrzymce zawsze najbardziej uroczystą chwilą było wejście na Jasną Górę. Pątniczy pochód otwierały asysty parafialne. Następnie szli księża, otoczeni wieńcem z liści i gałązek, liczne grono ministrantów w komżach, odpowiednie służby. Po nich maszerowali uczestnicy, obowiązkowo ubrani w odświętne stroje, a także, mimo pęcherzy i odcisków, w eleganckie buty. Ci, którzy po raz pierwszy przybyli z pielgrzymką, wyróżniali się z tłumu szczególnym emblematem – małym wianuszkiem kwiatów w klapie. Po uroczystym powitaniu i odpoczynku pątnicy wraz ze swoimi duszpasterzami ustawiali się do pamiątkowego zdjęcia. Współcześnie ze względu na liczbę uczestników taka fotografia jest praktycznie niemożliwa.

Możliwość komentowania jest wyłączona.