Dzieci światłości

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Cieszę się, że mogę powiedzieć kilka słów o naszej Szkole Dzieci Światłości i o tym, jak ja przeżyłam mój rok formacji. Mam na imię Agnieszka, mam 23 lata, jestem studentką i jestem równocześnie tegoroczną absolwentką Dzieci Światłości, był to 10.rocznik. Pełna nazwa naszej Szkoły to – uwaga, jest długa – Katolicka Szkoła Kontemplacji i Ewangelizacji Młodych „Dzieci Światłości”. Nazwa Szkoły nawiązuje do Listu do Efezjan 5,8 („Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości.”). Szkoła macierzysta we Francji została założona 30 lat temu przez belgijskiego zakonnika ojca Daniela Ange, w Łodzi istnieje jej filia od 10 lat przy ulicy Łąkowej 42.

Kiedy wyruszaliśmy z pielgrzymką spod kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Zwycięskiej, to może zauważyliście obok taki mały drewniany domek, starą plebanię, która stoi lekko na ukos, jakby na przekór światu-to tam właśnie mieści się nasza Szkoła. Jest to coś w rodzaju chrześcijańskiego akademika-ale nie do końca. Młodzi ludzie, którzy tu przychodzą  mają między 18 a 30 lat i decydują się oddać Panu Bogu rok ze swojego życia-to jest rok dosyć intensywnej formacji. Konkretnie Szkoła trwa 9 miesięcy, od października do czerwca i tak jak dziecko w łonie matki kształtuje się przez 9 miesięcy, tak w nas po tej Szkole ma się narodzić nowy człowiek. A więc na czym to wszystko polega? Wszyscy przez ten czas mieszkamy w jednym domu, chłopcy i dziewczęta na osobnych piętrach, mamy swoje pokoje, wspólną kuchnię, wspólny refektarz, mamy kaplicę, gdzie się razem modlimy, mamy wspólne Msze Święte i adorujemy Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Szkoła istnieje właściwie w 3 zasadniczych celach-po pierwsze jest to pogłębienie naszej wiary, relacji z Panem Bogiem, po drugie jest to rozeznawanie naszego powołania- czy to do życia konsekrowanego czy też do małżeństwa i rodziny, po prostu odkrycie jaką drogą my mamy iść w naszym życiu, a trzeci cel to ewangelizacja-staramy się dzielić naszym doświadczeniem miłości Pana Boga z innymi ludźmi, zwłaszcza młodymi. Jan Paweł II nawoływał do tego, by to młodzi ludzie byli pierwszymi ewangelizatorami młodych. A zatem jeździmy kilka razy w roku tam, gdzie jesteśmy zapraszani- do szkół, do parafii, byliśmy też np. w Domu Samotnej Matki-tam pomagamy w organizacji rekolekcji, mówimy o tym co Pan Bóg zdziałał w naszym życiu.

Może opowiem trochę jak mniej więcej wygląda dzień w Dzieciach Światłości-otóż dzień rozpoczynamy wspólnie modlitwą, mamy jutrznię i modlitwę serca. Czasem rano jest Msza Święta lub jest ona zaplanowana po południu-zawsze każdy nasz dzień koncentruje się wokół wspólnej Eucharystii. Po wspólnym śniadaniu rozchodzimy się do naszych obowiązków-do pracy, na uczelnię, w zależności od tego, czym się kto zajmuje na co dzień. Po południu, kiedy wracamy, mamy różne obowiązki-ponieważ my wszyscy mieszkamy w jednym domu, trzeba jakoś go prowadzić i starać się wspólnie dzielić obowiązkami, wiadomo, że trzeba coś ugotować, posprzątać, zrobić pranie-takie zwyczajne codzienne sprawy. Wieczorami mamy również czas na modlitwę, ale mamy też wspólne zajęcia, np. w ciągu tygodnia odwiedzają nas różne ciekawe osoby, zarówno konsekrowane jak i świeckie, są to np. animatorzy wspólnot, którzy opowiadają nam o swoich grupach i o tym, co robią, np. mieliśmy takich gości jak Chemin Neuf, ruch Focolari czy Domowy Kościół. Dzięki temu możemy poznawać nowe wspólnoty i możemy się przekonać o tym, jak bardzo Kościół jest bogaty i różnorodny. W weekendy przyjeżdżają do nas również wykładowcy i prowadzą rekolekcje i wykłady na takie tematy jak np. liturgia, Pismo Święte, zagrożenia duchowe w dzisiejszym świecie, ale także mamy spotkania z małżeństwami na temat rodziny. W ten sposób w Szkole oprócz nauki modlitwy możemy się rozwijać również pod względem intelektualnym. W tygodniu mamy też czas na różne radosne zajęcia jak sport czy śpiewanie i w zasadzie tutaj dobrnęłam do chyba jednej z najważniejszych rzeczy w naszej Szkole-czyli do życia braterskiego, które, przynajmniej według mnie, daje naprawdę mnóstwo radości. Ponieważ jesteśmy grupą młodych ludzi, każdy jest inny, ma inny charakter, inne zainteresowania, inne sposoby reagowania, to żeby to wszystko miało „ręce i nogi” i byśmy się wzajemnie nie „pozjadali” pierwszego dnia, mamy pewne zasady, które umożliwiają nam wspólne życie-i przeżycie tych 9 miesięcy. Staramy się być „wszyscy dla  wszystkich” czyli nie tworzyć grupek czy klanów, ale każdemu poświęcać tyle samo uwagi i miłości, by nie odrzucać i nie faworyzować nikogo-by każdy czuł się równoprawnym członkiem wspólnoty. To niesamowicie buduje jedność, ale też naprawdę trzeba o to walczyć. Poza tym staramy się na bieżąco rozwiązywać konflikty, które uwierzcie mi-są i są nieuniknione. Staramy się godzić przed pójściem spać wg zasady „Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce”. Jest jeszcze taka zasada, jak prorockie spojrzenie. Co to znaczy-chodzi o to, by na każdego patrzeć tak, jak patrzy na niego Pan Bóg. Dostrzegać w nim całe jego piękno i dobro, zwracać szczególną uwagę na zalety danej osoby, a nie koncentrować się na tym, co nam w danej osobie przeszkadza. Bardzo mi się podobało, jak Ojciec Daniel Ange, założyciel francuskiej szkoły Jeunesse-Lumiere (czyli Młodzi-Światło), tłumaczył kiedyś, że chodzi o to, by tak patrzeć na drugiego człowieka, aby on czuł, że żyje. To pozwala budować taką atmosferę akceptacji i wyrozumiałości. I jest jeszcze jedna zasada, jest dosyć ciekawa, jest to celibat miłości. Chodzi o to, że ten rok oddajemy Panu Bogu i staramy się w szczególny sposób właśnie z nim pogłębiać swoją relację i w tym czasie 9 miesięcy nie wchodzimy w uprzywilejowane relacje damsko-męskie. To nie chodzi o to, że one są złe, nie-one są piękne i dobre i z naszej Szkoły również wyszły liczne małżeństwa-lecz przez ten czas Szkoły mamy dać sobie i innym wolność do rozeznania powołania, do uporządkowania w sobie wszystkich tych spraw związanych z relacjami. To jest, wydaje mi się, w dzisiejszym świecie bardzo potrzebne.

Tak podsumowując mój rok w „Dzieciach”, mogę powiedzieć, że było to dla mnie prawdziwe błogosławieństwo i zawsze powtarzam, że to właściwie nie był mój rok oddany Panu Bogu, ale to był prawdziwie Jego dar dla mnie. Był to czas, w którym myślę, że poznawałam coraz bardziej Pana Boga, ale również zaczęłam poznawać siebie. Idąc do Szkoły, my nie znamy siebie nawzajem zupełnie, nie wiemy, z kim będziemy mieszkać, nie wiemy nic o sobie nawzajem i to pomaga budować siebie zupełnie od zera, od początku, bez uprzedzeń . To pozwala też naprawdę uczyć się przyjmowania każdego człowieka, bez wyjątku. Był to też czas pełen radości, myślę że właśnie dlatego, że w naszej Szkole jest dużo czasu na ciszę, indywidualną modlitwę, bycie sam na sam z Bogiem i sobą samym-to dzięki temu też może istnieć prawdziwa radość, kiedy jesteśmy wszyscy razem, podczas wspólnych posiłków, rozmów, świętowania, podczas spacerów, radość właśnie z tej jedności. Bez Pana Boga to by się na pewno nie udało-wyobrażacie sobie tylu młodych ludzi, zgromadzonych w jednym miejscu, nieznających się wcześniej, o tak różnych temperamentach – i żyjących ze sobą w pokoju?:)

Zobacz relację z 10-lecia Dzieci Światłości w Łodzi

Możliwość komentowania jest wyłączona.